Okuni and Gohei (1952)
- Mateusz R. Orzech
- 22 mar 2021
- 4 minut(y) czytania

Tytył anglojęzyczny: Okuni and Gohei
Tytuł oryginalny: お国と五平/ Okuni to Gohei
Reżyseria: Mikio Naruse
Scenariusz: Toshio Yasumi, na podstawie sztuki Jun'ichirō Tanizakiego
Studio: Toho
Premiera: 10.04.1952
Obsada: Michiyo Kogure, Tomoemon Otani, SōYamamamura, Jun Tazaki, Eiko Miyoshi, Kamatari Fujiwara i inni.

O czym:
Pochodząca z wyższych sfer Okuni wraz z wiernym sługą Goheiem ruszają w poszukiwaniu mordercy jej męża. Ich celem jest zabicie go zgodnie z ówczesną tradycją. W trakcie podróży rodzi się jednak między dwójką bohaterów miłosne uczucie.

Omówienie:
Okuni and Gohei jest produkcją cokolwiek nietypową dla Mikio Narusego jeśli przyjrzymy się jej z punktu widzenia czasu akcji. Film rozgrywa się bowiem w epoce Edo (1600-1868), co oznacza, że mamy do czynienia z kinem jidaigeki, acz z jidaigeki wciąż utrzymanym w kojarzonym z twórczością Narusego kluczu melodramatycznym, niemal zupełnie pomijającym elementy chanbara. Jako taki stanowi dość intrygującą pozycję, lecz uginającą się pod ciężarem wad.
Narracja w Okuni and Gohei jest bardzo ślamazarna, co szczególnie razi w kontekście przynależności gatunkowej filmu. O ile bowiem w shomingeki obserwowanie zachowań postaci i powolne odsłanianie ich motywacji jawi się jako dość naturalny zabieg, o tyle w ramach historii osadzonej w czasach, kiedy większość zachowań była silnie skodyfikowana podobny zabieg wynika jedynie suchą prezentacją osób odgrywających konkretne modele zachowań, nie pozwalające ponadto na żadne aktorskie szarże Nie twierdzę przy tym, że niemożliwym jest stworzenie udanej produkcji, korzystającej z podobnych pomysłów, lecz, że poprzez zbytnie spowolnienie toku narracji, zbyt długie skupienie się na prezentacji sztywnych relacji społecznych epoki feudalnej oraz poprzez późne – następujące po około 40. minucie – wytłumaczenie, po co w ogóle bohaterowie wyruszyli w swoją podróż Naruse stworzył dość nużący obraz. Posiadający co prawda liczne zalety, lecz często pozostawiający widza na poziomie biernego obserwatora dwóch, sztywnych postaci, jakich motywacje pozostają dla nas przez długi czas nieznane. Innymi słowy, widz zwyczajnie nie ma możliwości poczucia więzi z protagonistami i przejęcia się ani ich losem, ani przedstawioną historią. Podejście do fabuły wydaje się być częściowo spowodowane faktem, że nie jest ona zbyt rozbudowana, więc przeciąganie scen czy okazjonalne skupianie się na obrazkach przedstawiających historyczne festiwale i zwyczaje służy też wydłużeniu czasu trwania produkcji.

Gdy Naruse i Toshio Yasumi udzielą już widzom informacji o misji bohaterów, opowieść zaczyna zmierzać w wyraźnie zarysowanym kierunku, dzięki czemu wzbudza silniejsze emocje. Niestety, nawet wtedy Okuni and Gohei nie jest wyrugowany z wad. Dużym rozczarowaniem okazuje się m.in. postać mordercy Tomonojo, często krytykowana jako psychologicznie nonsensowna. Tomonojo wpierw jest przedstawiony jako cichy romantyk, lecz niebawem – choć poza kadrem – okazuje się być mordercą. Następnie śledzi ścigającą go parę, wysyłając jej cały czas niejasne sygnały co do swojej obecności, której wyjawienie zostało w filmie rozegrane w sposób sugerujący, że miało stanowić dla widza niemałe zaskoczenie. W rzeczywistości jest ono jednak nader przewidywalnym finałem rozwoju akcji. Wtedy też Tomonojo niespodziewanie przeradza się z powrotem w romantyka, po czym – po kilku scenach sugerujących jego odwagę – okazuje się być tchórzem.
Tomonojo zamiast rozpatrywać jako pełnowartościową postać należy zatem uznać raczej za personifikację zarówno obaw, jak i tragicznego losu bohaterów. Zabija on niechcianego przez Okuni męża, stając się symbolem nieszczęśliwej miłości, łączącej Okuni i Goheia; jest także wyrażeniem strachu Goheia wobec konsekwencji zdrady, jakiej on i ona dopuszczają się względem zmarłego pana. Strach ten kulminuje w scenie, gdy Tomonojo zdradza, że sam uprawiał stosunek seksualny z Okuni zanim ta wyszła za mąż, rzucając w ten sposób cień na cały kondukt zachowań edoskiej wyższej sfery społecznej, niepotrafiącej w rzeczywistości kontrolować ludzkich emocji i odruchów.
Nie do końca logiczne rozpisanie Tomonojo nie jest jednak największą wadą, jest nią bowiem Tomoemon Otani w roli Goheia. Nie chcę przy tym sugerować, że Otani był nieutalentowanym aktorem, a raczej aktorem źle obsadzonym. Gohei jest charakteryzowany prymarnie poprzez inherentny dla jego osoby dualizm: jest wiernym sługą, ale też romantykiem, zakochującym się w swojej pani; jest postrzegany za silnego, potężnego wojownika, którego zdolności szermiercze daleko wykraczają poza zdolności normalnych ludzi – co jest głównym z powodów wybrania go na misję zemsty – lecz w rzeczywistości nigdy swoich niebagatelnych umiejętności nie dowiedzie. Otani niestety prezentuje się zupełnie nieprzekonująco w kreacji, mającej wzbudzać zarówno aurę romantyczną, jak i aurę ogromnej pewności siebie. Zatrzymuje się on bowiem na poziomie naiwnego i nieco nierozgarniętego romantyka. Nie jest w stanie wywołać wrażenia towarzyszącej mu siły i odwagi. Z tego też powodu wszyscy bohaterowie okazują się ostatecznie być zbyt mało wyraziści aby Okuni and Gohei zajął uwagę widza tak, jak zajmują ją największe dzieła Narusego. Nie pomaga również, że produkcję filmowano w studiu, co wymusiło korzystanie z bliskich ujęć i unikanie kojarzących się z jidaigeki ujęć natury czy krajobrazów.

Naruse odniósł największy sukces w przedstawieniu kolorytu epoki. Mimo przestrzennych restrykcji, miasteczka w jego filmie tętnią życiem, a widz ma okazję obejrzeć spektakl bunraku, spotkać różnorodne osoby, posłuchać licznych plotek czy przyjrzeć się tańcu bon odori, zaprezentowanym przy świetle pochodni. Być może nie świadczy to najlepiej o filmie, że tło wydarzeń budzi większe zainteresowanie niż główny wątek, lecz nie sposób nie uznać tego tła za udane i warte obejrzenia.
Jako opowieść o miłości niemożliwej do spełnienia z powodu społecznych konwenansów oraz jako opowieść kwestionująca jeden z podstawowych dla bushi obowiązków, czyli obowiązek zemsty, przedstawiony tu jako źródło dodatkowego cierpienia, Okuni and Gohei odnosi niewielki sukces, lecz trzeba przyznać, że najważniejsze zagadnienia i myśli Naruse wyłożył w sposób nader czytelny. Film tym samym stanowi, nawet jeśli zbyt tradycyjny i nie najlepiej rozpisany, to mimo wszystko wciąż interesujący melodramat. Naruse przedstawił w nim znajome realia kina historycznego i za punkt wyjściowy obrał klasyczny motyw zemsty, jednak zaprezentował wszystko w sposób charakterystyczny dla siebie, a nie dla kina jidaigeki.



Comments