Carmen wraca do domu (1951)
- Mateusz R. Orzech
- 27 lis 2020
- 6 minut(y) czytania

Tytuł polski: Carmen wraca do domu
Tytuł angielski: Carmen Comes Home
Tytuł oryginalny: カルメン故郷に帰る / Karumen kokyō ni kaeru
Reżyseria i scenariusz: Keisuke Kinoshita
Studio: Shochiku
Premiera: 21.03.1951
Obsada: Hideko Takamine, Shūji Sano, Chishū Ryū, Kuniko Igawa, Takeshi Sakamoto, Toshiko Kobayashi, Bontarō Miake, Keiji Sada, Kōji Mitsui, Yūko Mochizuki i inni.

Fabuła:
Popularna, tokijska tancerka Lily Carmen, specjalizująca się w tzw. nude show, odwiedza rodzinną wioskę.

Omówienie:
Carmen wraca do domu zapisała się w historii japońskiego kina jako pierwsza ichnia produkcja zrealizowana w kolorze. Jako taka była dla japońskich twórców nowym oraz – do pewnego stopnia przynajmniej – eksperymentalnym doświadczeniem. Pracujący przy niej technicy Fujifilm obawiali się, że sztuczne oświetlenie negatywnie wpłynie na jakość obrazu, stąd zasugerowali aby nagrywać ją w naturalnym oświetleniu. Wymusiło to osadzenie praktycznie całego filmu w otwartych przestrzeniach, te zaś znaleziono dość daleko (ok. 150 km) poza przestrzeniami studyjnymi. Reżyseria i pisanie scenariusza uwzględniające sugestie techników przypadły w udziale Keisuke Kinoshicie, reżyserowi, jaki był związany niemal wyłącznie z Shochiku. Stworzył on fabułę, której całość – z wyjątkiem jednej sceny – rozgrywa się pod gołym niebem małej, sielskiej wioski. Podczas jej filmowania korzystano z procesu Fujicolor; po raz pierwszy został on wykorzystany w jednej ze scen Eleven Girls Students (Jūichinin no jogakusei, Motoyoshi Oda), produkcji ze studia Toho z 1946 roku. Następnie proces wykorzystano jeszcze ponad 20 razy w kronikach filmowych, częściowo kolorowych produkcjach czy nagraniach występów aktorów kabuki. Carmen wraca do domu był jednak pierwszym filmem pełnometrażowym, zrealizowanym w całości z użyciem tego procesu.
Mimo wszystko istniała jednak obawa, że nagrywanie tak długiego materiału z użyciem Fujicolor może zakończyć się fiaskiem, toteż równocześnie z wersją kolorową tworzono również czarno-białą wersję filmu. Oczywiście oznaczało to dwa razy więcej pracy, co było szczególnie uciążliwe dla aktorów i makijażystów. W wersji kolorowej bowiem korzystano z czerwonawego makijażu aby zapewnić realistyczny kolor skóry na nowych taśmach. Taki makijaż niestety prezentował się wyjątkowo źle podczas korzystania z czarno-białych taśm, więc przed powtórką każdej sceny należało za każdym razem zmieniać cały makijaż. Zmiany te nie ograniczały się przy tym tylko do twarzy, ale całych ciał, jako że dwie główne kobiecie postaci – odgrywane przez Hideko Takamine i Toshiko Kobayashi – nader często pojawiają się z odsłoniętymi ramionami i dekoltem, nie brak w filmie także scen, kierujących uwagę widzów na ich nogi. Było to dla nich tym bardziej uciążliwe, że ówczesne kosmetyki makijażowe zatykały pory w skórze, co było nader nieprzyjemnym doświadczeniem podczas nagrywania w czasie upalnego lata, i to na dodatek w nasłonecznionych, otwartych lokacjach. Hideko Takamine w jednym z wywiadów powiedziała później: „naprawdę myślałam, że ten film mnie zabije”. W nagrodę za swoje poświęcenie otrzymała od studia półroczne wakacje w Paryżu, po powrocie do Japonii rozpoczął się zaś najlepszy okres w jej karierze.
Takamine debiutowała jako aktorka w 1929 roku w produkcji w reżyserii Hoteia Nomury Mother (Haha), mając wtedy ledwie 5 lat. Z Kinoshitą współpracowała po raz pierwszy 4 lata później, w 1933 roku. Carmen wraca do domu było jej drugim spotkaniem z reżyserem i zarazem 17 filmem Kinoshity. Takamine w 1950 roku zerwała kontrakt ze studiem Shintoho, co oznaczało, że od tej pory była niezależną aktorką, co jest warte podkreślenia, gdyż była ona pierwszą niezależną aktorką w historii japońskiego kina. Jej decyzja okazała się opłacalna w dużej mierze dzięki osiągniętej popularności oraz niezwykłemu talentowi, idącemu w parze z niebagatelną urodą, jakie otwierały jej drzwi do produkcji najważniejszych ówczesnych reżyserów. Wiązało się to również z korzyściami finansowymi; w 1955 roku była najlepiej opłacaną aktorką w kraju.

Po ukończeniu prac nad Carmen wraca do domu wypuszczono do japońskich kin tylko dwie kolorowe kopie, w większości zaś wyświetlano czarno-białą wersję filmu. Ruch ten spowodowany był najpewniej kosztami oraz okresem oczekiwania na stworzenie kolorowej kopii: była ona 8 razy droższa a jej wytworzenie trwało ok. miesiąc. Mimo tego produkcja osiągnęła niebagatelny sukces komercyjny, na tyle duży, że w 1952 roku powstała jej kontynuacja, zatytułowana Carmen's Innocent Love (Karumen junjōsu), również w reżyserii Kinoshity, lecz tym razem zrealizowana wyłącznie w czarno-białej wersji. Kolejnym filmem kolorowym w Shochiku był dopiero Natsuko's Adventures (Natsuko no bōken, Noboru Nakamura, 1953).
Carmen wraca do domu jest produkcją utrzymaną w lekkim, komediowym tonie. Takamine wciela się w niej w Lily Carmen, gwiazdę tokijskich nude show, na ówczesne standardy dość odważnych erotycznie występów, które w Japonii propagowały amerykańskie siły okupacyjne. Carmen pewnego dnia wraca wraz ze swoją przyjaciółką Mayą (Toshiko Kobayashi) do rodzinnej wioski, gdzie jej sposób bycia, zawód i skąpe stroje zaburzają spokojny i tradycyjny rytm życia małej społeczności.
Oczywiście pewnym zaskoczeniem jest – szczególnie w kontekście wczesnych kolorowych produkcji z innych krajów – wybór gatunku na pierwszy japoński film zrealizowany w kolorze. Jak głosi niepotwierdzona plotka pracownicy Shochiku znaleźli w zbiorach studia mały zapas kolorowej taśmy zupełnie przez przypadek. Zarząd miał uznać wtedy, że skoro już taka taśma jest w ich posiadaniu, to warto byłoby ją wykorzystać. Z jakiegoś powodu zdecydowano się powierzyć ją w ręce Kinoshity i choć nie mam zamiaru twierdzić, że był on złym reżyserem (wręcz przeciwnie), to był to nieco niespodziewany wybór zważywszy, że ze studiem związani byli tacy twórcy, jak choćby Kenji Mizoguchi, znany m.in. z rozbudowanych artystycznie, historycznych produkcji. Intuicja – czy też zmysł marketingowy – podpowiadałaby nam najpewniej, że pierwszym filmem kolorowym powinien być rozbuchany wizualnie obraz, być może pełne kolorów kino historyczne czy wypełnione spektakularnymi zjawiskami kino fantastyczne, lecz Keisuke Kinoshita poszedł w zupełnie przeciwnym kierunku i zdecydował się zrealizować delikatną komedię ze współczesną akcją, osadzoną w niewielkiej wiosce i z raczej małą ilością aktorów. Tak naprawdę jedynym wyborem, który można poczytywać za bardziej komercyjny – oprócz, mimo wszystko, gatunku i motywów związanych z ówczesnym striptizem – jest obsadzenie w roli głównej popularnej i atrakcyjnej Hideko Takamine. Na pewno niejeden widz przyszedł do kina aby zobaczyć aktorkę tańczącą w skąpym stroju i z erotycznymi podtekstami, i na pewno takowy widz nie zawiódł się przedstawionymi mu scenami.

Lily Carmen i jej przyjaciółka są zaprezentowane jako pewne siebie, choć nieco naiwne kobiety, dumne z wykonywanego przez siebie zawodu, jaki postrzegają za ważne, artystyczne zajęcie. Są przy tym bardzo miłe, urocze i o dobrym sercu. Jako widzowie możemy z łatwością wyobrazić sobie zaprezentowanie ich w bardziej sensacyjnym stylu (na podobieństwo choćby kina amerykańskiego) jako spychające mężczyzn na manowce femme fatale, jako dumne kobiety odsłaniające małomiasteczkową hipokryzję czy jako zagubione niewiasty oczyszczane z „grzechów” swoich „niemoralnych” dróg w arkadyjskiej, tradycjonalistycznej przestrzeni. W Carmen wraca do domu na szczęście do niczego takiego nie dochodzi; nie tylko dziewczyny są jak najbardziej dalekie od jakichkolwiek złych uczynków czy chęci wykorzystywania innych, są też dalekie od jakiegokolwiek grzechu, stąd nie ma tu także żadnych prób ukazania wykonywanej przez nie formy tańca jako coś innego niż artystyczne zajęcie. I choć jest to forma sztuki niezbyt znana i – faktycznie – czasem niezbyt szanowana wśród tradycyjnej wioskowej społeczności nie oznacza to, że społeczność ta jest zamknięta w swoim świecie na tyle, że nie potrafi dostrzec walorów związanych z wytworami spoza ich kręgu zainteresowań. Tym samym Kinoshita przedstawia mieszkańców jako w zdecydowanej większości pozbawionych uprzedzeń. Wyjątków jest niewiele, a nawet jak się pojawiają, nie powodują zmiany postrzegania całego społeczeństwa przez widza. Przykładem takiego wyjątku jest ojciec Carmen, nieakceptujący zawodu córki, lecz prócz ignorowania jej występów (i okazjonalnego upijania się w domu) nie czyni nic ponadto; przyjmuje też ofiarowane mu przez nią pieniądze, jakie wykorzystuje do pomocy w rozwoju lokalnej szkoły, co sprawia, że widzimy – niebezpośrednie, ale jednak – pozytywne rezultaty wykonywania zawodu dziewczyn. Warto też dodać, że większość mieszkańców wioski nie traktuje ich z poczuciem (moralnej) wyższości, lecz raczej z uczuciem niezrozumienia. Są to bowiem ludzie, którzy nie mieli do tej pory kontaktu z nowoczesnymi formami i zwyczajami, innymi słowy nie mieli szansy ich poznania. Ich niewiedza nie każe im jednak postrzegać je za złe lub niewłaściwe. W przełomowej scenie występu Carmen i Mayi w wiosce mieszkańcy po prostu grzecznie go oglądają (oczywiście męska część widowni z nieco większym podekscytowaniem). Nie wybuchają żadne kontrowersje, nikt nie jest zszokowany, ot, zwyczajnie poznają obcą im formę sztuki. Być może jej nie rozumieją, być może nie jest ona w ich guście, ale którą akceptują i nie mają żadnych problemów z faktem, że może ona podobać się innym. Roznegliżowane tańce nie są zatem charakteryzowane pejoratywnie, wręcz przeciwnie: są rozrywką, z jaką kontakt nie tylko nie zdemoralizował widzów, ale wprowadził nieco kolorytu w ich często nużące życie. Siostra protagonistki wydaje się być wręcz dumna z talentu Carmen. Ostatecznie występ stanowi więc swoistą wymianę kulturową, po której tancerki wracają radośnie do Tokio kontynuować karierę, a mieszkańcy wioski powracają do swojego tradycyjnego życia. I tylko tańczące dzieci w szkolnym podwórku przypominają, że niedawno wydarzyło się coś interesującego oraz że wioskę czekają w przyszłości zmiany. Kinoshita tym samym nie opowiada się po stronie tradycji czy nowoczesności, lecz po stronie szczerości i uczciwej sztuki (symbolizowanej też przez pojawiającego się w filmie niewidomego muzyka), po stronie ludzkiego ciepła i wzajemnej pomocy. Jest zaś przeciwnikiem wyzysku i chciwości.
Można co prawda zarzucić Kinoshicie zbyt wyidealizowany obraz ówczesnej Japonii i nierealistyczny portret rozrywkowego przemysłu, pełnego kłamstw, biedy, alkoholu, narkotyków i przestępców zupełnie w filmie pominiętych. W Carmen wraca do domu Kinoshita zamiast tego pokazuje niemal wyłącznie pozytywne strony obu zaprezentowanych światów, starając się przedstawić być może jak powinno być, a nie jak jest, pokrzepić zarówno mieszkańców małej wioski, jak i tancerki z Tokio. A może po prostu unikał ciężkich tematów w pierwszej kolorowej produkcji w kraju aby nie odebrać jej szans na komercyjny sukces. Jakby nie było Carmes wraca do domu stanowi historycznie istotny, a przy tym wartościowy, bardzo sprawnie zrealizowany, interesujący i pokrzepiający film zdecydowanie wart rekomendacji.




Comments